Windows Store przypomina dzisiaj bardziej chiński market niż e-sklep z aplikacjami dla Windows 8 z prawdziwego zdarzenia. A wydawać by się mogło, że droga do sukcesu jest prosta. Kopiujemy pomysł z Mac App Store (no i Centrum oprogramowania Ubuntu), łączymy go z nowym interfejsem Modern UI, do tego parę obniżek cen i voilà!

Okazuje się, że wcale nie jest tak łatwo. Mimo stale rosnącej liczby aplikacji (ponad 23 tys. w USA, ponad 26 tys. w Anglii), trudno mówić o sukcesie Windows Store. Dla mnie podstawowym problemem jest dobór programów na Windows 8 oraz jakość aplikacji. Na ten pierwszy temat pisaliśmy w tekście Giganci bez aplikacji na Windows 8. Okazuje się bowiem, że w Windows Store nie uświadczymy ani oficjalnego klienta Facebooka, ani YouTube, ani też Twittera.

Nie jest to jeszcze jakiś ogromny problem. Znajdziemy sporo nieoficjalnych aplikacji typu Facebook Lite czy YouTube player. Notabene niektóre z nich to prawdziwe kurioza. Twórcy Youtube Player Deluxe wycenili swój program w Windows Store na - uwaga - 3559,99 złotych. I tu zaczyna się poważniejszy problem. Jeśli głębiej poszukać, e-sklep Microsoftu pełen jest dziwacznych, niekiedy podejrzanych aplikacji dla Windows 8.

To na przykład "aplikacje" agregujące filmiki z YouTube, narzędzia pomagające śledzić gwiazdy i celebrytów (tzn. ich wpisy na Twitterze i Facebooku) czy narzędzia do wybierania miejsca na ciele, gdzie chcemy zrobić sobie tatuaż. Jasne, takich aplikacji jest sporo również w e-sklepach na Androida czy iOS. Problem w tym, że o ile na smartfony takie rozwiązania jeszcze przejdą, to w Windows Store zwyczajnie przeszkadzają.

Jeżeli Microsoft chce przywiązać użytkowników do swojego sklepu, powinien oferować dostęp do ciekawych i dobrych programów. Nie zaś masy śmiecia. Efekt jest taki, że po szybkim przeglądzie Window Store na początku użytkowania systemu, wróciłem do instalacji programów tradycyjną drogą.