Dzisiaj krótko i na temat: gramy w Papers, Please i zapominamy o tym, że czas szybko płynie. Jako inspektor przygraniczny kontrolujemy dokumenty, przyznajemy wizy i staramy się utrzymać kilkuosobową rodzinę.

Brzmi nieciekawie? Nic bardziej mylnego. Papers, Please stanowi dla mnie niezbity dowód na to, że nie potrzeba porywającej oprawy graficznej do stworzenia gry, która wciągnie na wiele, wiele godzin.

Od banalnej, ale zapadającej w pamięć muzyki po różnorakie możliwe zakończenia - ta gra stawia na zainteresowanie gracza historią. Dzięki temu, ze mamy sporą dowolność w wyborze obranej "ścieżki kariery" - możemy albo współpracować z grupą rewolucjonistów, albo pozostać wiernymi służbie oficerom - gra może się zakończyć jednym z 20 rozwiązań.

Rozumiem, że nie każdego pasjonuje sprawdzanie, czy wszystkie papiery są ważne, czy nie ma żadnych sfałszowanych dokumentów i czy podróżny nie widnieje na czarnej liście, ale mnie to wzięło. Zachęcam serdecznie. A ja tymczasem wracam do Arstotzki. Chwała!